To była bardzo ciepła sobota. Fotografowałem ślub w
bazylice w Wadowicach. Był dość niezwykły bo bardzo rzadko cały rynek zagospodarowany jest foodtruckami z jedzeniem, ale i to miało swój urok. Budki z hotdogami, zapach spalonego oleju i tłum ludzi. Przyjęcie zorganizowano w
pięknym miejscu nad jeziorem. Panowało tam całkowite przeciwieństwo atmosfery jaką zastaliśmy na Wadowickim rynku. Cisza, szum wody, śpiewające ptaki.
Karolinę i Marcina poznałem całkiem przypadkiem. Natrafili na moje zdjęcia i jak twierdzą znaleźli coś niezwykłego. Para na prawdę pozytywnych ludzi, odważnych i jednacześnie totalnie na luzie. Łączy ich
pasja do podróżowania dlatego w tym momencie siedzą gdzieś w Azji i przesyłają mi za mało zdjęć z wyprawy. Śmiało mogę powiedzieć, że jest między nami jakaś chemia. Czuję, że kadry, które dla nich wykonałem są dla mnie bardzo ważne.
Fotografując miałam wrażenie się jakbym znał ich długo i był u siebie. Dzięki temu mogłem być blisko tam, gdzie
ważne momenty miały miejsce. Rzućcie okiem ;) Tak właśnie było, a wspomnienia będą ze mną jeszcze dłuugo.